„…Niełatwa jest ta polska ziemia, nasza Ojczyzna. Można powiedzieć, że na przestrzeni swoich tysiącletnich dziejów nie przestawała być ziemią wielorakiego wyzwania. To wyzwanie w pewnych okresach przynosiło jej wielkość i sławę. W innych - łączyło się z cierpieniem, co więcej: z zagrożeniem, czasami wręcz śmiertelnym. Wyzwania dziejowe dokonują się przez ludzi. My o tym doskonale wiemy” – te słowa wypowiedział śp. Jan Paweł II.
Dla nas uczniów I Liceum Ogólnokształcącego w Świebodzinie są one znaczące, zwłaszcza w dzień – 11 listopada. Niech ten dzień będzie dla wszystkich szansą pokazania SZACUNKU, MIŁOŚCI i WIARY dla OJCZYZNY.
Jak powiedział Marek Edelman:
„Nienawiść dużo łatwiej rozbudzić, niż skłonić do miłości.
Nienawiść jest łatwa. Miłość wymaga wysiłku i poświęceń”.
Mieliśmy okazję się o tym przekonać w październiku br. na „żywej lekcji historii” – kiedy to mury naszej szkoły odwiedziła Pani Wanda Siemiginowska - wiceprezes Związku Sybiraków w powiecie świebodzińskim.
Zapraszamy na niezwykłą opowieść!
Pani Wanda jeszcze jako pięcioletnia dziewczynka, za sprawą decyzji Związku Sowieckiego, w dniu 10 lutego roku 1940, została wywieziona w głąb Rosji, na mroźną Syberię, z dala od wszelkiej cywilizacji. Jak mówi, ona i jej rodzina zostali zabrani z domu z zaskoczenia, nie mieli czasu na to, by się przygotować, a po prostu musieli się spakować w kilka minut i wyjechać w nieznane. O 3 w nocy pod dom rodzinny Pani Wandy podjechały sanie z dwoma Rosjanami, którzy rozkazali ojcu pani Wandy stać pod ścianą, a matce pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Jak wspomina kobieta: "akurat ci Rosjanie trochę nas żałowali". Dom rodzinny opuścić musieli: Pani Wanda, jej ojciec, matka i starszy brat. Na wspomnianych saniach dojechali wszyscy na stację kolejową, gdzie z kolei zostali wsadzeni wraz z innymi rodzinami do bydlęcych wagonów, ze wstawionymi pryczami i niewielkim piecem do ogrzewania. W ciężkich warunkach podróżowali przez kilka tygodni. W drodze nierzadkie były przypadki śmierci. Jeśli ktoś umierał, jego ciało wyrzucane było zwyczajnie z pociągu. W końcu dojechali do miejscowości Archangielsk.
Na miejscu zostali wywiezieni czekającymi już na nich sankami około 120 kilometrów od najbliższego miasta, gdzie umiejscowione były baraki. Odtąd właśnie tam żyli, dzieci siedziały głównie w barakach, przez panujące zimno i przygotowały zapasy wody i pożywienia, latem zbierały owoce i grzyby w tajdze, a dorośli całymi dniami ścinali i rąbali drewno. Warunki, w jakich żyli Sybiracy były ciężkie i śmierć przychodziła w tamte strony niezwykle często. Na początku w okolicach baraków słychać było śmiechy bawiących się dzieci, próbujących, choć na chwilę, oderwać się od nieprzyjemnej rzeczywistości, jednak z każdym miesiącem śmiechy coraz bardziej milkły. Niestety tam też zmarł ukochany ojciec Pani Wandy - Piłsudczyk.
Swego rodzaju "wybawieniem" był atak III Rzeszy na ZSRS. Związek Sowiecki potrzebował bowiem wszelkich wojsk. Zaczęto więc zabierać wywiezionych wcześniej na Syberię ludzi, którzy w dużej części składali się z ludzi mających doświadczenie z bronią. W ten oto sposób udało się utworzyć Dywizję im. Tadeusza Kościuszki. Mimo, że ojciec pani Wandy już wtedy nie żył, to jako rodzina wojskowa ona i jej bliscy mogli opuścić Syberię. Rodzina została przeniesiona do średniej Azji. Był to okres, w którym zaczęły powstawać w dużej ilości domy dziecka. Do jednego z nich pani Wanda trafiła wraz z bratem, a jej matka przebywała w kołchozie oddalonym od nich, o 20 kilometrów, przez co często mogła ich odwiedzać. W placówce przebywały dzieci, ale często traktowano ich jak dorosłych. Panowała tam zasada: "kto nie pracuje ten nie je", tak więc wszyscy, niezależnie od wieku, musieli jakoś pracować. Pani Wanda wspomina, że między innymi zbierała wełnę i hodowała jedwabniki. Po pracy wszyscy z kolei szli na zajęcia do szkoły, w której było wielu nauczycieli, w tym profesorów też z wyższym wykształceniem, z czego wielu z nich również było Polakami. Nauczano ich tam historii, geografii i choćby zakładania pamiętników (podczas spotkania pani Wanda przywiozła nawet dwa dzienniki z lat dzieciństwa). Z wielką czułością Pani Wanda wspomina z tamtych czasów wiarę w Boga i w powrót do Ojczyzny oraz… chleb: "Każdy przy śniadaniu w domu dziecka zawsze chciał tą skrajkę, skibkę chleba, a nie kromkę, bo myśleliśmy, że tam więcej jest niż przydzielanych 100 gram". Dodatkowym problemem był brak podstawowych środków czystości, brakowało mydła, więc, jak to określiła pani Wanda: "pchły można było zbierać garściami".
Na wzmiankę zasługuje los brata pani Wandy. Na Syberii bowiem osiągnął on pełnoletność. Radość nie trwała jednak zbyt długo, ponieważ trzy dni po tym został zabrany i siłą wcielony do wojska. Brat już z wojny nie powrócił - wspominała ze łzami w oczach.
Wszystkim tym podzieliła się z nami pani Wanda Siemiginowska podczas odwiedzin w naszej szkole. Jej historia pokazuje ile człowiek jest w stanie przetrwać, dzięki miłości do Boga i do Ojczyzny. Wielokrotnie w swojej opowieści Pani Wanda mówiła, jak ważna tam daleko na Syberii była dla nich wiara w Boga i w powrót do swojej Ojczyzny. Historia ta, jak i wiele innych, nie powinna zostać zapomniana, powinna stanowić dla nas lekcję i przestrogę, abyśmy nigdy nie musieli przeżyć podobnego piekła, jakie przeżywali Sybiracy. Dla nas, uczniów naszej szkoły była to przepiękna i bardzo wzruszająca lekcja historii.
Autor Konrad Skrzypek
Relacja filmowa
część I
część II
Autor Jan Boczkowski